Podcast: Play in new window | Download | Embed
Zaskubskrybuj Apple Podcasts | Google Podcasts | Spotify | Email | RSS
Trudno wyobrazić sobie współczesne media bez fake newsów. To smutna konstatacja na koniec dekady, w której zaliczyliśmy prezydenturę Donalda Trumpa, widmo Brexitu w Europie czy wzrost ruchów antyszczepionkowych wśród rodziców na całym świecie. To tylko kilka przykładów wydarzeń czy trendów które bez fake newsów zapewne by nie zaistniały. Fake newsy są niemal tak stare jak dziennikarstwo, a może nawet starsze. Czemu w takim razie zawdzięczamy tak nagłą erupcję tego zjawiska? Dlaczego fałszywe wiadomości, naładowane emocjami, szerzą się w sieciach społecznościowych dużo skuteczniej niż informacje prawdziwe? Jaką rolę fake newsy (a także powołane do ich szerzenia fałszywe serwisy internetowe) odegrały w polityce ostatniej dekady? Dlaczego stały się paliwem dla rozwoju trendu polityki tożsamościowej na całym świecie? I co z tym wszystkim ma wspólnego Księżyc – oraz Sacha Baron Cohen, odtwórca roli Borata?
Gdybyśmy mieli wybrać jeden trend, który ukształtował media w mijającej dekadzie, wybór byłby oczywisty: fake newsy. Pojęcie, które jeszcze 10 lat temu było właściwie nieznane, dzisiaj stało się częścią naszej rzeczywistości. A może należałoby powiedzieć: niestety, jest po prostu rzeczywistością.
Elementem prawdy o czasach, w których żyjemy jest to, jak głęboko fałszywe wiadomości wniknęły do przestrzeni publicznej, jak bardzo nie zdajemy sobie z tego sprawy i jak bezbronni pozostajemy wobec dezinformacji nawet, jeśli mamy świadomość wszechobecności fake newsów w mediach, w debacie publicznej i wśród tak zwanych „zwykłych ludzi”.
Fake newsy są zjawiskiem znanym od dawna. Były obecne w naszym kręgu kulturowym od tysiącleci (czymże są apokryfy jeśli nie religijnymi fake newsami?) Nigdy jednak wpływ nieprawdziwych informacji na rzeczywistość nie był tak wielki jak obecnie. Właściwie każdy kraj i każdy rząd boryka się z tym zjawiskiem na co dzień. Co najmniej dwa kraje na naszych oczach zostały rzucone na kolana przez falę fake newsów – mowa o USA przed wyborami prezydenckimi 2016 roku i o Wielkiej Brytanii przed (i po) referendum dotyczącym Brexitu.
Fake newsy nie tylko mieszają ludziom w głowach. Ich siła oddziaływania jest tak ogromna, że mogą zmieniać losy świata (podniosły ton jest jak najbardziej na miejscu), czego przykładem niech będzie wspomniany Brexit – i wszystko, co za nim pójdzie, nie wykluczając rozpadu Wielkiej Brytanii, niepodległości Szkocji i jej akcesji do Unii Europejskiej (kto wie?), odnowienia konfliktu w Irlandii północnej oraz – a może przede wszystkim – dramatycznej zmiany układu sił w Europie, której gwarantem dotąd było istnienie przeciwwagi dla gospodarczej i politycznej potęgi Niemiec w postaci sojuszu francusko-brytyjskiego.
Jak to możliwe, że fałszywe informacje w ciągu zaledwie kilku lat tak mocno zatruły nasze życie? Dlaczego ulegamy im w takiej masie i tak bezkrytycznie? Na czym polega zwodnicza atrakcyjność dezinformacji?
Problem tkwi w nas. Ludzki umysł dobrze radzi sobie z zapamiętywaniem informacji. Znacznie gorzej – z pamiętaniem jakie jest ich źródło. Z tego powodu jesteśmy tak podatni na reklamy – dzięki nim szybko zaczynamy lubić promowane produkty, zapominając, że znamy je z reklam. W przypadku fake newsów zachodzi ten sam proces – pamiętamy informację, ale nie źródło. Cel zostaje w ten sposób osiągnięty. Tym łatwiej o to, w czasach medialnego hałasu, natłoku informacji, szybkiego przyswajania wiadomości, pobieżnego skanowania treści artykułów w sieci i – przede wszystkim – nieustannego poszukiwania „czegoś interesującego”. O tym, że serwisy społecznościowe funkcjonują trochę jak dilerzy narkotykowi wiadomo nie od dzisiaj, narkotykiem jest kolejny ciekawy, zaskakujący, zabawny news, który pojawi się podczas scrollowania i pobudzi układ nagrody w mózgu.
Najgorsze, że nawet ci, którzy żyją w przekonaniu, iż mimo hałasu informacyjnego w social mediach wciąż potrafią odsiewać w głowie fake newsy od prawdziwych informacji, są w błędzie. Nasycenie przestrzeni socialmediowej nieprawdziwymi informacjami jest tak wysokie, że stykamy się z nimi na co dzień, a to w zupełności wystarcza do tego, żeby je przyswajać. Nawet jeśli mówimy o kimś, kto (to dzisiaj rzadkość) zadaje sobie trud, by regularnie dokonywać fact-checkingu. Fake newsy, do tego, by zapadać w pamięć, nie potrzebują świadomości czytelnika. Wystarczy, że pojawią się w news feedzie, a użytkownik Facebooka czy Twittera przeskanuje fakenewsowy tytuł wzrokiem – dzięki temu wiadomość zaczyna traktować jako część własnych przekonań.
Fake newsy mają jeszcze inną zadziwiającą cechę – niezwykle szybko się szerzą. Powód? Ładunek emocjonalny i specyficzna konstrukcja, która stymuluje wiralność informacji. Emocjonalne wiadomości o wydźwięku negatywnym szerzą się w social mediach kilka razy szybciej niż informacje prawdziwe, pozbawione takiego ładunku. Tak jesteśmy skonstruowani i właśnie to wykorzystują ludzie tworzący fakenewsowe serwisy i imperia medialne (takim była na przykład sieć założonych w Macedonii serwisów serwujących nieprawdziwe informacje odpowiednio dobranym grupom wyborców przed wyborami prezydenckimi w USA w 2016 roku).
Fake newsy zmieniły współczesne media trwale zatruwając obieg informacji. W czasach, gdy pojęcie tego, co jest informacją, staje się nieprzejrzyste i coraz częściej opinia (naładowana emocjami) staje się informacją, tym trudniej jest bronić się przed ekspansją fake newsów. Przykładów nie trzeba szukać daleko – Twitter, także polski, jest pełen „komentatorów”, którzy kolportują wśród swoich fanów własne opinie na temat fałszywych informacji. Niedawna historia z fałszywą mapą smogu w Europie, z której wynikało, że problem zanieczyszczenia powietrza właściwie nie dotyczy Polski (podaną dalej nawet przez Andrzeja Dudę) jest tego świetnym przykładem.
Problem z fake newsami jest jeszcze innego rodzaju – coraz częściej przestają one być informacją w tradycyjnym znaczeniu tego pojęcia. Przybierają formę mema czy grafiki krążących wyłącznie po social mediowych newsfeedach osób, które udostępniają je dalej. W ten sposób powstaje równoległy obieg informacji, bardzo niebezpieczny – obejmuje wyłącznie osoby, które są podatne na tego typu informacje więc nie sposób oczekiwać od nich fact-checkingu. W takim środowisku fake newsy krążą bez żadnych przeszkód, jak wirusy w organizmie z obniżoną odpornością. Ponieważ jako społeczeństwo polaryzujemy się coraz bardziej, a dyskusja na temat faktów coraz częściej staje się niemożliwa, operujemy wyłącznie w informacyjnych silosach, do których, dzięki umiejętnemu targetowaniu, trafiają nieprawdziwe informacje profilowane pod kątem wybranego światopoglądów czy sympatii politycznych.
Co ciekawe, na fake newsy szczególnie nieodporni są… ludzie starsi. Wydawałoby się, że osoby które wychowały się w świecie rzetelnych informacji, będą sceptycznie podchodzić do wiadomości z niepewnych źródeł. Z badań wynika, że to właśnie osoby powyżej 65. roku życia podczas kampanii prezydenckiej w USA w 2016 roku najczęściej udostępniały na Facebooku „fejkowe” informacje – nawet siedem razy częściej niż najmłodsza grupa użytkowników tego serwisu. Pora więc zweryfikować pogląd, że to młodzi ludzie, wychowani w czasach social mediów, są najbardziej bezkrytyczni i najczęściej szerzą nieprawdziwe informacje.
Co dalej? Czy świadomość, że fake newsy otaczają nas z każdej strony, pomoże nam przeciwstawić się fali dezinformacji? Nic z tych rzeczy. Z badań organizacji Avaaz wynika, że już w tej chwili, na blisko rok przed wyborami prezydenckimi w USA, fala fake newsów wezbrała mocniej niż w decydującej fazie przed wyborami z 2016 roku, które zapewniły władzę Donaldowi Trumpowi. Czeka nas burzliwy rok, to pewne – nie tylko dla mediów, ale przede wszystkim dla społeczeństw, które będą musiały sobie radzić z kampaniami dezinformacjami – a potem z ich efektem. O tym, że to bardzo trudne zadanie nie trzeba nikogo przekonywać, wystarczy popatrzeć na to, w jakim stanie znalazła się polityka w Wielkiej Brytanii.